piątek, 6 maja 2011

Agnieszka


Jeśli masz ochotę przyłączyć się do mojej akcji, wszystkie szczegóły znajdziesz TU
Zapraszam serdecznie wszystkie przyszłe i obecne mamy !
Dzisiejszym postem chciałabym zinicjować kącik wspomnień obecnych mam, czyli jak to onegdaj bywało...
Do ciążowo-modowych wspomnień namówiłam Agnieszkę, wielbicielkę romantycznego stylu vintage, który konsekwentnie prezentuje na swoim blogu pt Klamoty. Agnieszka mama trzynastolatka, swoją ciążę dumnie nosiła w latach dziewięćdziesiątych, była to era "przedcyfrówkowa", dlatego ilustracje dzisiejszego posta będą stanowić aktualne zdjęcia Agi. W latach dziewięćdziesiątych kobiety obywały się bez wielu udogodnień, nie kupowały ciuchów w sklepach ciążowych bo takich nie było, nie używały specjalnych kosmetyków, bo nawet jeśli takowe były to tylko w aptekach po zaporowych cenach, a nadmierne eksponowanie rosnącego brzucha było passe... Ale posłuchajcie same jak to wyglądało, dawno, dawno temu :)



Zacznę od ostatniego pytania - co ciąża zmieniła w moich upodobaniach co do odzieży?
Na stałe - właściwie nic. Na krótko - tylko nieznacznie. Pamiętam, że zaczęłam wtedy odczuwać niesłychany pociąg do ciepłych, rozpinanych swetrów, w szczególności z kieszeniami :) To pewnie ten osławiony instynkt wicia gniazd ;) Ostatecznie nabyłam jeden oliwkowy egzemplarz i faktycznie - przechodziłam w nim prawie całą ciążę. Żyłam w głębokim przekonaiu, że pasuje niemal do wszstkiego (podobnie jak pasztet i marmolada). Musiałam to jakoś odreagować i później przez wiele lat nie tolerowałam tego typu ubrań. Jestem też wielbicielką (chociaż nie bezkrytyczną) obcasów i w tym czasie, z wiadomych względów zrezygnowałam z wyższych, na rzecz 2-4 centymetrowych. Wbrew pozorom zupełnie płaska podeszwa, przynajmniej z moich doświadczeń, nie jest najbardziej wygodna w ciąży. Miałam dwie ulubione pary butów. Ponieważ większa (czasowo i gabarytowo :) ) część mojej ciąży przypadła w lecie, to i buty były letnie. Pierwsze - brązowe sandały w kroju rzymianek na małym koturnie, pasowały do wszystkich letnich sukienek. Drugimi były beżowe tenisówki na platformie.
Z tamtego okresu najmilej wspominam długą do kostek kremową sukienkę z rozszerzających się do dołu koronkowo-żorżetowych klinów, sznurowaną na plecach. Bardzo żałuję, że kilka lat temu pochopnie ją wyrzuciłam. Była to przedstawicielka bardzo szerokiego pod względem kolorystycznym i modnego w latach '90 nurtu sukienek w stylu vintage-romantycznym. Ja starałam się ją nosić w klimacie "domku na prerii" z tenisówkami i dżinsową kurtką ;) Była to jedna z moich najfajniejszych sukienek ciążowych, choć nie było to jej oryginalne przeznaczenie, jednak brzuch mieściła znakomicie, no i służyła mi jeszcze przez kilka następnych lat. Poza tym, znakomitą część mojej garderoby stanowiły wówczas rozmaitej maści żorżetowo-bawełniane indyjskie sukienki, również moim zdaniem hit lat '90. Odcinane pod biustem, niekiedy króciutkie, zwiewne, kolorowe i ... tanie :) Z rzymiankami chodziły, aż miło.
Jeżeli chodzi o ciążowe hity, to jakoś obyłam się bez specjalnych kosmetyków i udogodnień ;)
Sukienki o przeznaczeniu typowo ciążowym wspominam jako wyjątkowo paskudne, typowe namioty, obowiązkowo w szaro-mdłej kolorystyce - zdecydowanie kit i chyba takiego poaskudztwa już nie produkują. Z tego co obecnie widzę na blogach, podobają mi się noszone przez dziewczyny pasy, uzupełniające brakujące centymetry bluzki na brzuchu :) Niektóre są naprawdę bardzo ładne i świetnie wyglądają, kiedy zechcemy wyeksoponować brzuszek :)
Spodni ciążowych z kominem z dzianyny wtedy w Polsce nie było - przynajmniej ja na pewno takich nie widziałam. W sklepach ciążowych dominowały sukienki, ew spodnie na szelki, zaś sieciówek, gdzie obecnie takiej garderoby jest najwięcej (H&M ma specjalne stoisko, które, jak nie lubię tego sklepu, bardzo mi się podoba) właściwie w ogóle nie było. Świetnym sklepem był wówczas "młodziutki" Ravel, ale tam nie było nawet śladu odzieży dla kobiet w ciąży.
Kobieta w ciąży była nieatrakcyjna, nie romantyczna i absolutnie demode ;) Jako ciążowe nosiłam przez pewien czas dżinsowe krótkie ogrodniczki, ale nie przepadałam za nimi, bo wyglądały mało kobieco. To były jedyne spodnie jakie nosiłam w ciąży, gdy już przestałam mieścić się w dżinsy. Gdy przestałam mieścić się też w ogrodniczki nie nosiłam już spodni. Przez jakiś czas w chłodniejsze dni chodziłam też w bawełnianych legginsach i długim swetrze (takim do pół uda). Tak jak już pisałam, ubrań ciążowych z przeznaczenia właściwie nie miałam. Na pewno dużym ułatwieniem było to, że największy brzuch miałam w lecie, gdy jest ogromne pole do manewru, nie potrzeba płaszczy, czy innej grubej garderoby.
Ogólnie rzecz biorąc, choć od mojej ciązy minęło niespełna cztrenaście lat, zauważyłam ogromną przemianę stosunku do kobiet w ciąży. Przede wszystkim, nie jest już faux pas wyeksponować brzuch. Ja akurat niespecjalnie miałam na to ochotę, ale wiem, że niektóre mamy owszem. Wielokrotnie słyszałam wypowiadane pod ich adresem (głównie przez kobiety!) uszczypliwe uwagi o "wypinaniu bębna". Ciąża, mimo wszystko, była czymś, czego nie należało szczególnie eksponować. Stąd na pewno namiotowate sukienki. Prezenterki telewizyjne spodziewające się dziecka ucinano w kadrze tuż pod biustem - trzeba się było tej ciąży dopatrywać :) Na pewno też obecnie panuje znacznie większa swoboda w doborze ciążoych ubrań, właściwie to całkowita dowolność, co bardzo mi się podoba. Bo przecież kobieta w ciąży nadal pozostaje kobietą, pragnie podobać się i wyglądać ładnie :) W ciąży jesteśmy raz, najwyżej kilka razy w życiu. Więc dlaczego miałybyśmy sobie tego odmawiać?
Co do obywania się bez wielu rzeczy przez kobiety w ciąży, to muszę Ci powiedzieć, że Twoja akcja stała sie dla mnie przyczynkiem do pewnych przemyśleń w tym temacie. Otóż robiąc w myślach podsumowanie zauważyłam, że praktycznie nie używałam żadnych specjalnych produktów (nie liczę zaleconych przez lekarza - np witamin). Oferta była faktycznie bardzo skromna, jeżeli już, to większość rzeczy sprzedawano w aptekach (jakby ciąża była chorobą) i po kosmicznych cenach. Ponieważ jednak miałam wtedy 20 lat, to obyłam się bez nich bez najmniejszego problemu. Teraz by pewnie tak łatwo nie poszło ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi poznać Twoje zdanie:)